Czy człowiek syty potrzebuje Boga?

Oczywiście, że potrzebuje. Choć pełny brzuch i perspektywy, jakie otwierają przed nami pieniądze, zwodzą nas na ścieżkę niebezpiecznej i w ostatecznym rozrachunku nieszczęśliwej samowystarczalności.

Najszczerzej Boga wzywamy i do Niego się modlimy, gdy jest nam źle, gdy dotknie nas nieszczęście, gdy przyjdzie choroba. Prosimy, by zaradził naszym biedom, problemom finansowym, zdrowotnym, miłosnym lub zawodowym. To nic złego. „On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby” – przypomina za Izajaszem św. Mateusz Ewangelista, opisując liczne uzdrowienia i dobre czyny, których dokonał Pan Jezus wśród tych, którzy Go o to prosili (Mt 8,17).

A jak z naszą wdzięcznością? Czy umiemy Panu Bogu dziękować, czy doceniamy dobro, jakie jest naszym udziałem?

Popatrzmy na mapę: tam, gdzie od 70 lat nie było wojny, gdzie panuje najbardziej umiarkowany klimat i gdzie na jednego mieszkańca przypada więcej supermarketów niż w innych regionach świata studni, ludzie odwracają się od Boga, wiara przestaje być dla nich czymś ważnym, istotnym. Mamy piękne domy, wypieszczone ogrody, dobrze ubrane dzieci, dzięki powszechnemu dostępowi do służby zdrowia i aptek możemy się leczyć, a nawet poprawiać sobie urodę (abstrahując od obecnych problemów spowodowanych pandemią). Mamy pieniądze na podróże po świecie i wczasy w kurortach. Spełniamy do przesady zachcianki dzieci i wnuków. Czy budząc się rano i zasypiając wieczorem dziękujemy za to wszystko Panu Bogu?

W Psalmie 49 jest takie ostre zdanie: „Człowiek żyjący w przepychu traci swój rozsądek, staje się podobny do rzeźnych bydląt!”. Powiecie, że do przepychu nam daleko? To zobaczcie na Discovery, jak mieszkają w Afryce Środkowej. Albo jak w Jemenie gotują zupę z liści drzew, bo nic innego do jedzenia nie ma. Albo wygooglujcie sobie zdjęcia ze zniszczonej wojną Syrii. To wcale nie są bardzo odległe miejsca. Niejeden z nas był dalej na wakacjach.

Czy gdy jestem syty, umiem być wdzięczny? I szczodry?

Czy też raczej staję się coraz bardziej zachłanny? Czy uczę moje dzieci również dawać, a nie tylko brać? Zrezygnować z piątej lalki albo kolejnej bluzy, a zamiast tego wspomóc zbiórkę na leczenie chorego rówieśnika? Czy w Wielkim Poście pomyślałem o jakimś poście? Osobiście nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, jak w czasach Jezusa, w ubogiej Palestynie, gdzie podstawą codziennej diety był chleb z mąki i wody, trochę oliwy i ryb, a więc samo w sobie postne jedzenie, ludzie jeszcze dodatkowo narzucali sobie wiele postów. Ja mam jedzenie w nieprzyzwoitej ilości, a skręca mnie, gdy mam odmówić sobie ciastka.

Dlatego w Wielkim Poście podejmę przynajmniej jeden post – nie będę narzekać i choć jedno postanowienie – będę wdzięczny.

Od kilku lat praktykuję z dziećmi, zawsze przed świętami Bożego Narodzenia i Wielkanocy, przesyłanie datku pieniężnego na wsparcie rodzin lub edukacji dzieci w najbardziej dotkniętych kryzysami miejscach świata – Syrii, Nigerii czy innych krajach Afryki lub Bliskiego Wschodu. Córki też zawsze wyciągają coś ze skarbonek albo rezygnują z zakupu jakiegoś prezentu, żeby zrobić prezent dziecku, które nie miało tyle szczęścia co one, urodzić się w spokojnym miejscu.

Spróbujcie tej formy jałmużny wielkopostnej. Wiem, że wszystkich problemów świata nie rozwiążemy, ale gdy każdy da od siebie ziarenko, zbierze się miarka. Mirosława Rduch

Loading