Wychowanie… ciężki kawałek chleba

Nasza młodzież jest przywiązana do luksusów. Młodzi ludzie zostali źle wychowani, szydzą sobie z autorytetów, nie powstają na widok starszych…

Wiecie, czyja to opinia? Wbrew pozorom nie współczesnych babć i dziadków, ale żyjącego w V wieku przed naszą erą greckiego filozofa, Sokratesa. Podobno równie złe zdanie o młodym pokoleniu miał też jego uczeń, Platon. Widać nie tylko współczesne, ale każde czasy mają swoją „źle wychowaną” młodzież i narzekających na to dorosłych.

XXI wiek to już nie nowoczesność, a „ponowoczesność”, określana także mianem „płynna rzeczywistość”. Jak zauważają socjologowie, jedyną stałą cechą obecnej rzeczywistości jest to, że jest zmienna. To głównie skutek galopującej rewolucji cyfrowej.
We wszystkich stuleciach, a tym bardziej w tak dynamicznych jak dziś czasach, młodzi żyją, czują i zachowują się inaczej niż ich rodzice i dziadkowie. Ale inaczej nie musi oznaczać gorzej. I my wszyscy, dorośli, powinniśmy to sobie jak najczęściej powtarzać.

Przyznam, że bardzo zbudowały mnie informacje o wynikach zakrojonych na szeroką skalę badań Dona Tapscotta (przeprowadził je 10 lat temu i opisał w książce „Cyfrowa dorosłość. Jak pokolenie sieci zmienia nasz świat”). Swój projekt Amerykanin zrealizował na podstawie wywiadów z dziesięcioma tysiącami młodych osób. Dziś, w dobie dostępnego 24 godziny na dobę Internetu i mediów społecznościowych oraz świata, który jest globalną wioską, wyniki badań dotyczących młodych Amerykanów możemy spokojnie przyłożyć i do naszych dzieci.

A z badań tych wynika, że współczesna młodzież charakteryzuje się tolerancją, ma głębokie poczucie sprawiedliwości, leżą jej na sercu problemy społeczne. Młodzi są aktywnymi obywatelami (angażują się chętnie np. w manifestacje na rzecz ochrony klimatu), są kreatywni i innowacyjni, lubią wyzwania, rywalizację i wspólne działania, cenią wiarygodność i nie znoszą sformułowań ex catedra, czyli wyjaśnień typu „bo tak musi być”.
Ponadto cechują się kulturą przyzwolenia, a swoboda wyboru jest dla nich bardzo ważna. Zgoda, że ta swoboda czasem myli im się z samowolą, jednak może być równocześnie wielką szansą dla nas. No bo skoro młodzi są tolerancyjni i otwarci, to rodzice, pedagodzy, katecheci mogą próbować przekazywać im wartości, które są dla nich istotne. I mieć nadzieję, że młodzi wybiorą je jako swoje wartości.
Trzeba tylko nauczyć się mówić językiem młodzieży. Nie myślę tu o slangu, jaki można usłyszeć na szkolnych korytarzach, ale raczej o nadającej na trochę innych niż nasze falach wrażliwości młodego człowieka, werbalnych, ale i pozawerbalnych sposobach jego komunikacji ze światem. Że dla starszego pokolenia jest to język obcy, niemal jak chiński, to nie ulega wątpliwości. Ale przecież uczyć musimy się przez całe życie, każemy uczyć się dzieciom, uczmy się więc także my sami tego, jak rozmawiać z naszymi dorastającymi dziećmi.

Wyniki obserwacji z naszego podwórka: niedawno w Wodzisławiu odbył się panel ekspercki z udziałem miejscowych pedagogów i asystentów rodziny na temat kompetencji rodziców i stosowanych przez nich metod wychowawczych. Konkluzja jest smutna – rodzice powinni się zmienić, bo nie wychowują, nie mają autorytetu albo wręcz nie znają swoich dzieci. I nie dotyczy to tylko rodzin uważanych za patologiczne. Złe postawy rodzicielskie pojawiają się również tam, gdzie jest ładny dom, dobra praca i pieniądze. Efektem braku kompetencji rodzicielskich jest nowe pokolenie zagubionych, nie przyzwyczajonych do trudów, pozbawionych autorytetów młodych ludzi. Ludzi, z którymi coraz większe problemy mają nie tylko rodzice, ale i szkoła, a w przyszłości mieć będą pracodawcy i całe społeczeństwo.

W okolicach 14 października, czyli Dnia Nauczyciela, Gość Niedzielny przypomniał postać św. Anieli Merici, założycielki Zgromadzenia Sióstr Urszulanek, których charyzmatem jest m.in. nauczanie młodzieży. Święta Aniela głosiła ważną prawdę: „Nie możesz czegoś chcieć od innych, jeśli sam tego nie robisz”. Była też świadoma, że największym głodem ludzkiego serca jest głód Boga. Dlatego wychowując, kładła przynajmniej tak samo duży nacisk na rozwój duszy, jak i normalnej wiedzy. Przestrzegała, by w wychowaniu nie stosować ogólnych schematów, ale do każdego dziecka podchodzić z sercem, z miłością. Młodzi są na to bardzo wyczuleni, nie znoszą obłudy, szukają autentyczności.

A więc rodzicu, nauczycielu, katecheto – do dzieła! Zacznij od siebie i swoim przykładem, swoim świadectwem, swoją modlitwą, czasem, zaangażowaniem, szczerością, prostotą dawaj wychowawcze świadectwo. Nie pozuj na ideał, bo takich nie ma, ale każdego dnia wchodź na drogę do świętości i nie bój się (nie wstydź?) wskazywać tej drogi swoim dzieciom/podopiecznym. Bo, tu znów cytat z GN: „Musisz być Kimś, żeby wychować Kogoś”.
Mirosława Rduch

Loading