Jak zachwycić dziecko Bogiem?

To już mijają dwa pokolenia rodziców zapracowanych, którzy nie mają czasu dla dzieci, by ich zachwycić Bogiem – ta przeczytana w jakimś artykule diagnoza s. Justyny Zyzik, 90-letniej zakonnicy z Trzebnicy, szczególnie zapadła mi w pamięć. I zmusiła do rachunku sumienia, jak i czy w ogóle ja w swoich dzieciach umiem lub chociaż próbuję rozbudzić autentyczną miłość do Boga.

Też zauważyliście, że nic tak nie zniechęca dziecka do modlitwy, jak suchy nakaz modlitwy? Ale sytuacja się zmienia, gdy to jest wspólna modlitwa, spotkanie domowników pod wiszącym na ścianie krzyżem albo przy stole, na którym stoi zapalona świeca i leży Pismo Święte. Gdy to jest spotkanie z kimś żywym, prawdziwym. Choć niewidocznym, jednak dzięki wierze obecnym.
Znajdujecie czas i chęci, żeby uklęknąć razem z dzieckiem i wspólnie się pomodlić? Albo wybierać się na niedzielną mszę świętą jak na radosne wydarzenie, po którym jeszcze, przy dobrej pogodzie można pójść na lody? Uwierzcie, zadziała. Na pierwsze piątkowe Msze św. szkolne moje dziecko zgadzało się chodzić tylko wtedy, gdy po niej miało obiecane pół godziny na sąsiadującym z kościołem linarium. Po roku już takie zachęty nie były potrzebne.

Przy starszych dzieciach taki prosty system nagród raczej nie zadziała, warto więc rozmawiać o Bogu z dziećmi od najmłodszych lat. A przede wszystkim pozwolić im obserwować naszą własną relację z Panem Jezusem (warunek podstawowy – taka relacja musi istnieć!).
Każdy psycholog to potwierdzi, że dziecko bierze przykład z najbliższych mu osób. Nieświadomie uważa za naturalne zachowanie rodziców i postępuje podobnie. Niby to wiem, ale i tak ostatnio zaskoczył mnie (bardzo pozytywnie) widok mojej córki czytającej co rano Pismo Święte w obrazkowej wersji dla dzieci.

Zalewają nas ostatnio informacje o odchodzeniu młodych z kościoła, o formalnych apostazjach, braku potrzeby głębszych uczuć religijnych. Nawet w tak zwanych dobrych, katolickich rodzinach młodzi ludzie przeżywają kryzysy związane z wiarą, ciągnie ich inna, raczej daleka od Chrystusowego nauczania wizja świata. Dlatego mądry rodzic robi wszystko, co wychowawczo może, aby przybliżyć dziecku Boga i jednocześnie poleca to dziecko Jego Opatrzności. Wiara jest łaską, nie lekceważmy jednak solidnych jej podstaw. Bóg odpowiada na nasze pytania, ale te pytania trzeba zadawać. Trzeba wiedzieć, że jest adresat naszych wątpliwości, naszych żalów, naszych nadziei.

Modlitwa w intencji własnych dzieci powinna mieć dla nas rodziców ten sam priorytet, co kupowanie im jedzenia, ubrań czy przyborów szkolnych. W kontekście powyższych rozważań dobrze ktoś powiedział, że „trzeba rozmawiać z własnym dzieckiem o Bogu, ale jeszcze więcej trzeba rozmawiać z Bogiem o dziecku”.
Ostatecznie nie mamy wpływu na to, czy nasza córka lub syn w dorosłym życiu wybierze Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela. To będzie decyzja naszego dziecka. Nasze zadanie to zaprowadzenie go do kościoła, nauczenie modlitw, wyjaśnianie doniosłości liturgii i w miarę możliwości przekazywanie wiedzy religijnej (albo przynajmniej nie wypisywanie go ze szkolnej katechezy). I częste wracanie do słów św. Pawła z jego Hymnu o miłości, odnoszących się tak do przymiotu Boga, jak i ważnej prawdy pedagogicznej: „Miłość cierpliwa jest” (1 Kor, 13,4). Mirosława Rduch

Loading