Czy w dzisiejszych czasach łatwo, czy trudno wychowywać dzieci?

Na tytułowe pytanie nie tak prosto udzielić odpowiedzi. Trzeba by jeszcze postawić sobie pytanie dodatkowe: na kogo chcemy to dziecko wychować?

Pod względem socjalnym, bytowym, nie jest źle, żeby nie powiedzieć, że jest aż za dobrze. A co z całą resztą? Czy faktycznie my rodzice wychowujemy nasze dzieci, czy też robi to za nas, niestety często wbrew nam, telewizor, internet, towarzystwo kolegów, wszechobecne reklamy promujące całkowitą swobodę we wszystkim („żyj pełnią Ż…”)?

Ogłupiające filmy, nachalne reklamy nawet na kanałach z bajkami dla małych dzieci. Pornografia w porażającej ilości dostępna na jedno kliknięcie. Gry komputerowe budzące w nastolatkach ciekawość, jak to jest kogoś zabić. Presja rówieśników, żeby nie zostać w tyle z markowymi ciuchami i modną fryzurą, opowieściami, gdzie było się na zagranicznych wakacjach i ile wypiło się na imprezie. Łatwy dostęp do dopalaczy czy marihuany, a nawet do twardych narkotyków, bo dzisiaj dilerzy są w każdej wsi albo pobliskim mieście, a pieniądze przecież sami dzieciom dajemy. Odpadanie kolejnych autorytetów, z rodzicami na czele. Coraz bardziej widoczny brak potrzeb duchowych, za to szybująca do góry potrzeba rozrywek i nowych wrażeń.

„Panie, jak liczni są moi przeciwnicy/Jak wielu przeciw mnie powstało” – skarżę się czasem słowami psalmu (Ps 3,2).

Wielu rodziców ma prawo czuć się tak osaczonymi. Jak w tej rzeczywistości podjąć próbę wychowania wartościowego młodego człowieka? Jak obronić nasze dzieci przed rozczarowaniem, gonieniem za złudnym szczęściem, poważnymi błędami? Powiedzenie, że człowiek uczy się na błędach, nie zawsze się sprawdza. Poza tym taka nauka boli, a młode pokolenie jest na ból coraz mniej odporne. Czy można mu go zaoszczędzić, a przynajmniej nauczyć, jak radzić sobie ze światem, który tylko na pierwszy rzut oka wydaje się beztroski i bezpieczny?
Nie ma się co łudzić, że nawet jeśli wyrzucimy telewizor z domu, nasze dziecko nie będzie narażone na zgubny wpływ mediów elektronicznych. Bez komórki i dostępu do sieci już nie można funkcjonować w dzisiejszym świecie, co bezlitośnie pokazała pandemia. Poza tym nowoczesne technologie nie są złe. Są tam przecież całe pokłady możliwości, dobrych stron, portali, platformy spotkań i wymiany doświadczeń. Tylko dzięki internetowi jest możliwe zdalne nauczanie, obecnie jedyny dostępny dla większości dzieci kanał edukacyjny. Nie zżymajmy się na niego, bo akurat w tym przypadku długie przesiadywanie dziecka przed komputerem jest uzasadnione.

Ale gdy skończy lekcje, czy to 8-latek czy uczeń szkoły średniej, niech nie będzie nadal pozostawiony sieci. Mimo że jest ona dla niego bardzo atrakcyjna.

Zawalczmy o czas z dzieckiem, interesujmy się jego sprawami. Nawet jak przychodzisz zmęczona po pracy i szukając spokoju cieszysz się, że twój Kacper czy Ania oglądają bajki albo grają na tablecie, zobacz, w co grają. Pogadaj chwilę, zapytaj o jego/jej dzień, czego dowiedział się na zajęciach, co u kolegi, co go dziś zmartwiło albo ucieszyło. Nalegaj, żeby usiadł z tobą i napił się herbaty, nie wierz, że ma tak dużo nauki, że nie da rady pomóc ci poodkurzać pokoju albo umyć naczyń. A nawet jeśli jest bardzo zajęty, to pomoc w domowych obowiązkach potraktuj jako możliwość spędzenia razem czasu. Zobaczysz mamo, że obierając ziemniaki z córką albo wspólnie robiąc sałatkę dowiesz się więcej, niż gdybyś wyciągała na siłę jej sekrety. A robiąc porządki w kotłowni albo razem grabiąc liście, będziesz miał tato okazję pogadać z synem o męskich sprawach.

Nie wiem jak dla Was, dla mnie moje dzieci to przede wszystkim dzieci Boże.

On mi je dał, zadając jednocześnie obowiązek wychowania ich. Jasne, że to nie jest łatwe, że tysiące obaw, że ciągłe zamartwianie się, żeby coś im się nie stało, nie wpadły w złe towarzystwo, nie narobiły głupot. Żeby ktoś ich nie skrzywdził i żeby one nie krzywdziły innych. Gdy czuję, że mnie to przerasta, że wpadam w przerażenie (jestem niestety histeryczką), znów sięgam do Psalmu 3 „…Ty Panie, jesteś moją tarczą/ chwało moja, Ty podnosisz mą głowę /…/ Nie lękam się tysięcy ludzi, chociaż mnie osaczyli!” (Ps 3, 4 – 7). Nasz Bóg, który jest samą miłością, jest najlepszym oparciem. Jego Słowo nieocenioną pomocą rodzicielską.
Zachęcam Was rodzice do otwierania często Pisma Świętego (jest także w wielu fantastycznych odsłonach w internecie, np. w formie czytań na każdy dzień). Ja od niedawna odkrywam Psalmy. Jeśli Wasze dziecko jest już po Komunii, jakaś Biblia na pewno w domu jest. Być może nigdy nie otwierana. U mnie tak było przez lata. Teraz to lektura dnia powszedniego, która leży na półce przy łóżku i do której zwłaszcza wieczorami sięgam częściej niż do ulubionych krzyżówek. I która praktycznie wyparła skandynawskie kryminały, w których się zaczytywałam. Raczej z korzyścią dla mnie i mojej rodziny. Mirosława Rduch

Zachęcamy do dzielenia się swoimi doświadczeniami rodzicielskimi, rozterkami i radościami związanymi z wychowywaniem dzieci. Piszcie na adres e-mail: ewablanik7@gmail.com

Loading